Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/ta-dokument.jaworzno.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server933059/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 17
- No to sami urządzimy sobie spóźnione Święto Dziękczynienia

garderoba składała się głównie z sukienek, spódniczek i delikatnych

- No to sami urządzimy sobie spóźnione Święto Dziękczynienia

„zapadłby się gdzieś" na o wiele dłuższy czas. Na przykład na resztę
- Na spotkanie z klientem. Założył marynarkę. Felicity nawet nie podniosła głowy znad gazety, tylko zagryzła w zamyśleniu dolną wargę. Angela wychyliła się do przodu, nagle zainteresowana. - Ile lat ma ten klient? Co to za pytanie? - Cholera, nie wiem. - Derrick poklepał się po kieszeni marynarki, chcąc się upewnić, czy ma papierosy. - A jakiej jest płci? - Słucham? - Derrick dostrzegł błysk w oczach córki. Tak bardzo przypominała mu Angie... - Twój klient jest mężczyzną czy kobietą? - Do niedawna Oscar Leonetti był na pewno mężczyzną. Nie sądzę, żeby zrobił sobie operację zmiany płci. - A gdzie to spotkanie? - spytała niewinnie. Felicity podniosła głowę znad gazety i spojrzała na męża. Derrick myślał, że zapadnie się pod ziemię od podejrzliwego spojrzenia córki. - W Portland. W Heritage Club. - Złapię cię tam w razie czego? - spytała Felicity, a Derrick pokiwał głową. Członkowie i obsługa Heritage Club zawsze go kryli. Jak zresztą każdego. Jeżeli ktoś z rodziny był na tyle odważny, żeby tam do niego dzwonić, pracownicy klubu dawali mu znać przez telefon komórkowy i wracał do żony w ciągu piętnastu minut. Nigdy niczego nie podejrzewała. - Czy dla Heritage Club pracuje Lorna? - spytała Angela. Felicity pobladła. Derrickowi zamarło serce. Tylko bez paniki. - Nie wiem. Może jest kelnerką, albo hostessą. Często się zmieniają. - Skąd, do diabła, Angela dowiedziała się o Lornie? Zbieg okoliczności? Raczej nie. O ile można wierzyć wrednemu błyskowi w oczach córki. - Ach. Pomyślałam, że może chciałbyś się z nią zobaczyć, bo dzwoniła dzisiaj. Powiedziała, że ma dla ciebie paczkę. - Przesyłkę? - Derrick starał się szybko myśleć. Lorna była zdesperowana i nie miała żadnych oporów. Szczytem głupoty i nierozwagi było dzwonić do niego do domu. - Chyba zdjęcia. - Angela uśmiechnęła się do ojca i odgarnęła włosy z oczu. Wiedziała, co robi, i przyprawiała go tym o mdłości. Jego córka jakimś cudem dowiedziała się o jego tajemnicach. - A niech mnie. - Felicity zamknęła oczy i potrząsnęła głową. Derrick wpadł w panikę. Ona też wiedziała. - Nie mogę uwierzyć, że też nikt na to nie wpadł! - Na co? - Na ładnej młodej twarzy Angeli malowała się rozkosz. - Na nic. - Felicity z gazetą w ręku wstała i skierowała się do gabinetu. - Powinieneś to chyba zobaczyć - powiedziała ściszonym głosem. Derrick nie miał wyboru - musiał iść za nią. To był problem ich małżeństwa. Felicity upierała się, żeby ciągnęli to przedstawienie. Zawsze nim dyrygowała i dyktowała, co ma robić. Twierdziła, że jest bezmózgowcem. Zmuszała, żeby chodził na nudne przyjęcia. Zapraszała przyjaciół ich rodziców na obiady i wiodła z nimi polityczne dyskusje, których nie znosił. Czuł się tak, jakby miał w nosie koło, do którego był przyczepiony łańcuch, za który ciągała go Felicity. Pomyślał o Lornie i jej wielkich, miękkich cyckach. Teraz na niego nie działały. Dotarło do niego, że od miesięcy go zwodziła, podsyłając swoją córkę jako przynętę, żeby potem nagrać wszystko na wideo. A on się na to nabrał. Felicity zamknęła drzwi. Derrick czekał, kiedy wybuchnie bomba. Może i dobrze. Czas przestać się chować i kłamać. - Chase to nie Chase - wyszeptała z błyskiem w oku. - Co? - O czym ona mówi? Znowu miał wrażenie, że serce wyskoczy mu z piersi. Nerwowo potarł kciukiem palec wskazujący. - Wiedziałam, że coś jest nie tak - powiedziała do siebie, jakby coś knuła. Lekko zmrużyła oczy. - Dobrze mi się wydawało, wtedy, na tym cholernym wywiadzie. Cassidy wyglądała, jakby zobaczyła ducha, a Chase... nie był sobą. Chase nie żyje. Na pewno. - Hej, chwileczkę - Derrick nie nadążał za jej tokiem myślenia, ale poczuł ulgę, że tym razem nie chodziło o jego mały brudny sekret. - Mówisz niejasno. Co masz na myśli, mówiąc, że Chase to nie Chase? - Nie mogę uwierzyć, że jesteś tak ciemny. - Podsunęła mu gazetę pod nos. - Sam zobacz. Brig McKenzie mógł się ukrywać pod nazwiskiem Marshalla Baldwina, ale teraz zasłania się innym. Ten bydlak podszywa się pod swojego brata. Zaczynał rozumieć. - Myślisz, że Chase to w rzeczywistości Brig? - Boże, ona naprawdę zwariowała. - Tak! Tak! Spójrz tylko. - Pomachała mu gazetą przed nosem. - Siedziałam! - Na jej ustach pojawił się blady uśmiech. - Dobrze by było to sprawdzić.
an43
Sweeny’ego i twoich znajomych z pracy, ja też trochę kopałem. Podrzuciłem Sweeny’emu trochę informacji, które potem miał dostarczyć tobie. On o tym nie wiedział, oczywiście. - Oczywiście - powtórzyła chłodno. Co to za człowiek? - Zadzwoniłem do paru osób w Anchorage, Fairbanks i wszędzie, gdzie mieszkałem jako Baldwin. Do ludzi, którym ufałem. I którzy ufali mnie. Udzielili Sweeny’emu, Wilsonowi i Laszlo informacji, które chciałem, żeby mieli. - Jesteś prawdziwym draniem. Uśmiechnął się chytrze. - Bez wątpienia. Ale nie mogłem dopuścić do tego, żebyście - ty, zastępca szeryfa czy Bill - dowiedzieli się za dużo, zanim będę gotowy. - To dlatego nie powiedziałeś nikomu, że widziałeś Derricka w tartaku? Dlatego, że prędzej czy później ktoś by cię rozpoznał, a ty nadal jesteś podejrzany o zabójstwo Angie. - Słyszała dzikie łomotanie swojego serca. Ta rozmowa wydawała jej się nierealna. Po tylu latach. Po tylu cholernie długich latach. Pokiwał głową i obrócił szklankę w rękach. - Kiedy ty szukałaś gruszek na wierzbie, zajmując się Marshallem Baldwinem, ja prowadziłem dochodzenie na własną rękę. - Tak? - Usiadła na krześle i przyglądała mu się, wsłuchując się w jego głos. Zastanawiała się, dlaczego tak długo nie domyślała się prawdy. Brig McKenzie był zupełnie inny niż Chase. Podwinęła nogi pod siebie i bez sprzeciwu wzięła od Briga szklankę z whisky. - Jedno jest pewne: ten, kto za pierwszym razem podpalił tartak cały czas mieszka w Prosperity. I... - I Angie była w ciąży. - Nie miała pojęcia, dlaczego wyskoczyła z tym akurat teraz, ale to było dla niej ważne i dręczyło ją przez lata. Serce w niej zamarło. Patrzyła na Briga. Mocno zacisnęła palce na szklance, aż ją zabolały ręce. - Słyszałem. - Patrzył nieruchomo. - Ja nie byłem ojcem, Cass. - Skąd wiesz? - Ja nie... - Jak mam ci wierzyć? Okłamywałeś mnie. Cały czas. Każdego dnia. Nie zadzwoniłeś, nie napisałeś, nie spróbowałeś się ze mną skontaktować, żeby mi powiedzieć, że żyjesz i... Kłamałeś, co tu dużo gadać. Więc dlaczego niby miałabym ci wierzyć, że... - Nie byłem ojcem - powtórzył. Był wściekły. - Ale... Upuścił szklankę na podłogę i przeszedł pokój trzema długimi krokami. Chwycił ją za ramiona. - Ja tego nie zrobiłem, Cass, i możesz wierzyć, w co tylko chcesz, ale nie kochałem się z twoją siostrą. Parę razy niewiele brakowało, bardzo niewiele, ale nie zrobiłem tego. A wiesz, dlaczego? Nie umiała odpowiedzieć. Nie mogła się ruszyć. - Wiesz? Zaschło jej w gardle, a serce waliło jak oszalałe. - Przez ciebie, do cholery. Najlepsza panienka w okręgu sama chciała mnie uraczyć swoim tyłkiem, robiła wszystko, żeby mnie uwieść, a ja nie mogłem myśleć o nikim innym poza jej kościstą, piękną, stukniętą siostrą! - Nie wierzę... - Cholera. - Przyciągnął ją do siebie i przywarł do niej ustami. Jego smak, zapach i dotyk były boleśnie znajome. Jej ciało przylegało do niego. Całowała go namiętnie i łakomie. Brig jedną ręką rozwiązał pasek jej szlafroka. Silne dłonie objęły ją w talii, dotykając rozpalonej skóry, wzniecając w niej ogień, tak jak przed laty. - Cass - wyszeptał. - Słodka, słodka Cass. Westchnęła głośno i przeciągle. Przepełniało ją ogromne pragnienie i była tym przerażona. Zarzuciła mu ręce na szyję. Rozchyliła wargi. Czuła mrowienie między nogami. Brig pieścił jej włosy. Miał gorące, spragnione i rozpalone wargi. Zanurzył język w jej ustach. Jęknęła gardłowo. Ze strachem zdała sobie sprawę z tego, co robi. - O mój Boże. Uderzyła go w twarz. Zmrużył oczy z bólu, bo jego szczęka jeszcze nie całkiem się wygoiła. - Au! - Wciągnął powietrze, złapał się za twarz i tupnął nogą z bólu. - Chase... Brig... o Boże, nie chciałam... - Odsunęła się od niego. Wpatrywał się w nią z napięciem, a potem odwrócił się i podszedł do okna. Zaklął, zaciskając pięści. - Koniec z zasadami, Cass. Ja ci nie będę mówił, co masz robić, a ty nie będziesz mi rozkazywać. Będę się do ciebie zwracał, jak mi się podoba. Ty możesz robić to samo. Ale nie będziemy ze sobą sypiali, nie będziemy się dotykali i nie będziemy się zachowywali, jak byśmy byli małżeństwem. Rozprostowywał i zaciskał palce, jakby w ten sposób ćwiczył cierpliwość. - Wytrzymaj ze mną jeszcze kilka dni, aż doprowadzę sprawy do końca, a wtedy... wtedy wszystko wyjaśnimy i wyjadę. Wyjedzie? Znowu? Przeszył ją potworny ból. Zamarła. Nie mogła znieść myśli, że nigdy więcej go nie zobaczy.
- Nie muszę się przebierać - odparła, zgadzając się jednak
człowiek, który dziesięć lat wcześniej porywał dzieci, obecnie
niczym duch.
Odeszli już od domu na prawie kilometr, gdy Diaz znalazł ślad
to być po prostu rolnik wracający do domu z knajpyWpatrywała się
- Zero nerwów? - Milla przełknęła ślinę i też przysiadła na
- Może nasz Doogie junior pośpi sobie jutro całą noc -
- Nie musisz się wymeldować? - zapytał.
Poszukiwaczy Było jeszcze wcześnie, ale gorąco stawało się już
- Pytacie o fałszowanie aktów urodzenia? Nie, to w ogóle

zszywała, i podbiegła do szczytu schodów.

- Dlaczego to zrobiłaś?
- Oni? - zapytała Shey.
Rzucił Belli cyniczne spojrzenie.
Miała rozszerzone strachem, pociemniałe i udręczone oczy.
aż wreszcie przy niedzielnym lunchu Matthew zaproponował, aby
- Jesteś pewna? - zapytała Sylwia.
wstać, żeby do niej pójść, kiedy zgrzytnął przekręcany w zamku
zorientowałam się, że odbiegłam dalej, niż zamierzałam, a robiło się
brana. - Widząc, że podniosła na niego zdziwione oczy, dodał: - Nie
kierunku południowym, wśród tłumu turystów, tutejszych mieszkańców,
Karolina się uśmiechnęła.
dodał: - Nie spodziewałem się tego, wiesz? Przecież to, że
zbyt szybko, gdyby bowiem to zrobił, w razie ujawnienia
Odruchowo dotknęła dłonią bolącej nogi. Ból był coraz silniejszy.
wracało do niego niczym bolesne, uparte echo. A także wszystkie

©2019 ta-dokument.jaworzno.pl - Split Template by One Page Love